niedziela, 26 lutego 2017

Odkrycie roku, odkrycie dekady, absolutny hit sezonu czyli...

…ELETRYCZNE RĘKAWICE!

TAK! Po latach marznięcia na stokach, po zamartwianiu się czy tym razem do końca zjazdu będę czuć dłonie, po tym jak nie raz nie wiedziałam czy nadal trzymam w rękach kijki, bo tak marzły mi kończyny górne…wreszcie powiedziałam dość! Tuż przed sylwestrowym wyjazdem do Południowego Tyrolu, pomimo optymistycznych prognoz zainwestowałam w solidne, podgrzewane akumulatorowe rękawice. 

Decyzja była dosyć spontaniczna, podjęta na kilka dni przed wyjazdem i tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, nie było więc czasu na szeroki research i zakup online. Postawiłam na sprawdzony asortyment w Ski Team – już nie raz przekonałam się, że pracują tam fachowcy, którzy potrafią odpowiednio doradzić w kwestii doboru sprzętu narciarskiego i pełnego portfolio akcesoriów zimowych. Po sprawdzeniu czy mają w ofercie rękawice, których szukam wsiedliśmy w samochód i po pół godzinie staliśmy przy ladzie. W ofercie były rękawice elektryczne tylko jednej marki – ale za to specjalizującej się w produkcji właśnie odzieży i akcesoriów narciarskich – Ziener. 
fot. ziener.com
Ziener to solidna, niemiecka firma, prosto z północnej Bawarii, co widać po dosyć topornym designie;) Nie jednak o wygląd chodziło w przypadku tego zakupu. Na przymiarce rękawic chodziło mi przede wszystkim o kompleksowe grzanie całej dłoni. Nie tylko jej wnętrza, ale też, co najbardziej istotne, wszystkich palców. I tak się stało. Tuż po odpaleniu elektroniki moje dłonie i palce wypełniło przyjemne ciepło. A było tylko lepiej i goręcej w miarę podkręcania stopnia grzania:)


fot. ziener.com
Ziener Hot Ski Alpine Gloves mają bowiem trzy stopnie grzania: 
1) najsłabszy – świecący na zielono – starczający na 6 godzin jazdy;
2) średniociepły – pomarańczowy – starczający na ok. 4 godziny;
3) bardzo ciepły – czerwony – około 2 godzin w naprawdę solidnym mrozie. 

Nie zastanawiałam się długo i podjęłam decyzję, biorę. Wybór kolorystyczny między bielą a czernią był oczywisty (czarne! rękawic nie można prać, a przy moim użytkowaniu te białe byłyby do wyrzucenia po dwóch wyjazdach;)). Cena – dosyć zaporowa na pierwszy rzut oka – 999 zł. ALE porównując kilka poprzednich inwestycji w niesprawdzające się przy moim marznięciu rękawice, to postanowiłam przełknąć tę kwotę. I co? I było warto! Można powiedzieć, że wreszcie w pełni komfortowo jeździłam w grudniu na nartach. Codziennie włączałam moje Zienery na najniższy, zielony poziom grzania (zupełnie wystarczający, chociaż nie było wielkich mrozów). Starczały na pełny dzień zjazdowy od 9 do 16 z godzinną przerwą w knajpie – czyli ok. 6 godzin, jak obiecywał producent.
Pełna specyfikacja rękawic dostępna na stronie producenta TUTAJ.

Na stoku widziałam jeszcze kilka osób z elektrykami – ciekawe czy tak samo zadowolonych z zakupu jak ja:) Z minusów? Wspomniana już warstwa estetyczna (chociaż chyba i tak mogło być gorzej) oraz brak sznureczków. Koniecznie trzeba je samemu doinstalować, nie wyobrażam sobie, żeby rękawice za takie pieniądze spadły nam z wyciągu…

Podsumowując – jeżeli macie problem z wiecznie zimnymi dłońmi, czujecie się niekomfortowo, zastanawiacie się czy warto zainwestować w podgrzewane rękawice czy jednak żyć bez nich i marznąć na stoku, "bo przecież wytrzymam",  odpowiadam – WARTO! Uwierzcie, że nie było dla mnie nic piękniejszego w tym sezonie narciarskim, niż to że mogłam w pełni oddać się zjazdom, skupieniu na technice i podziwianiu dolomickich widoków, a nie myśleć o tym, że mi zimno w ręce…:)

Udanych zakupów!
Marta

_____________________________________________________________________________

Na zakończenie...

...jeśli spodobał Ci się ten wpis, możesz pomóc SkiHoliday rosnąć poprzez udostępnienie go znajomym na FB, czy G+ :-)





sobota, 11 lutego 2017

Kronplatz cz. 3, czyli kulinarna kraina Ladynów

Dzisiaj zabieramy Was w podróż mniej narciarską, a bardziej kulinarną. Południowy Tyrol zaskoczył nas swoim mocnym charakterem w tej dziedzinie…no i tutejsze specjały…absolutnie zasługują na dodatkowy komentarz z naszej strony. Zaczynamy:)
Południowy Tyrol to doskonałe połączanie kultury włoskiej, niemieckiej i ladyńskiej. Ta ostatnia była dla nas czymś nowym. W restauracjach intrygowało nas określenie „Ladin” przy niektórych potrawach, w gondolkach zastanawialiśmy się, jakim językiem posługują się lokalni narciarze (niemiecki i włoski są nam bardzo bliskie). Jak się okazało rdzenną ludnością, która zamieszkiwała Dolomity są Ladynowie. Językiem ladyńskim posługuje się tutaj wciąż około 30 tys. osób, a elementy kultury ladyńskiej widoczne są chociażby w tutejszym menu, które bardzo przypadło nam do gustu. Kuchnia tego regionu łączy to, co najlepsze w kuchni włoskiej, niemieckiej i ladyńskiej. Domowe, aromatyczne makarony, górskie "mocniejsze" dania prawie zawsze podkręcone speckiem;), a wszystko przygotowywane z lokalnych produktów najlepszej jakości, z poszanowaniem tradycji, ale też pomysłowo i elegancko.

Tydzień to zdecydowanie zbyt mało czasu na dogłębne zapoznanie się z tutejszą kuchnią. Udało nam się jednak wyróżnić kilka perełek, których nie możecie pominąć podczas pierwszej wizyty w tym regionie. Oto one:

Knödel – oczywiście w większości przypadków podawane z lokalnym speckiem. Tutejsze kluseczki występują w wielu różnych wersjach: kluseczki zlepione w duże kule ułożone na aromatycznym sosie z gorgonzoli, małe szpinakowe Spätzle podawane ze speckiem i parmezanem, zatopione w aromatycznym bulionie lub klasyczne Spätzle podawane jako dodatek do idealnego Wienerschnitzla.

Kaiserschmarrn – puszysty omlet cesarski porwany na kawałki, obficie posypany cukrem pudrem i podawany z konfiturą żurawinową. Kusił nas w prawie każdej knajpce:)

Ladin ravioli – delikatne i aromatyczne pierożki, w Ütia da Jù serwowane ze szpinakiem, masłem i parmezanem, zdecydowanie polecamy.

Gulaschsuppe – silny niemiecki akcent w tutejszej kuchni. Gęsta zupa z kawałkami wołowiny, z ziemniakami i warzywami, znajdziecie ją właściwie w każdej knajpie. 

Spiegeleier - jajka sadzone podawane na smażonych ziemniakach i Specku. Zdecydowanie męska pozycja dla sumiennych narciarzy i snowboardzistów

Veneziano i HugoVeneziano czyli znany nam Aperol Spritz i mniej znany drink Hugo, którego receptura opiera się na prosecco, syropie z czarnego bzu i mięcie. Chociaż wieczorami preferowaliśmy lokalne, czerwone wino, to na noworoczny toast wybraliśmy właśnie tutejszą klasykę, czyli Veneziano/Aperol Spritz w uroczej lokalnej kawiarni Prosecco (Bar Caffe Prosecco, Niederrasen, Rasun di Sotto, Am Park loc., 1, 39030 Rasun Anterselva BZ).

i na koniec...
Glühwein - aromatyczne, czerwone, grzane wino z pomarańczą, goździkami, cynamonem ... Pozycja obowiązkowa na każdym świątecznym jarmarku. Mieliśmy przyjemność próbować tutejszego Glühwein na wspaniałym Weihnachtsmarkt w Brunico.



_____________________________________________________________________________

Na zakończenie...

...jeśli spodobał Ci się ten wpis, możesz pomóc SkiHoliday rosnąć poprzez udostępnienie go znajomym na FB, czy G+ :-)