1. Analiza aktualnych obostrzeń na drogach wszystkich krajów.
Kluczowe zadanie dla kierowców to zawczasu ogarnąc wszystkie "nowości" obowiązujące na trasach naszych przejazdowych krajów. W naszym przypadku prześwietliliśmy Niemcy, Austrię i Włochy. Na co zwracać uwagę? Szczególnie na ograniczenia prędkości i niezbędne wyposażenie aut. I tak:
a) Niemcy:
- uwaga na miejscowe ograniczenia prędkości do 120 lub 130 km/h (często to miejsca z radarami);
- łańcuchy i opony zimowe dostosowane do warunków na drodze (za tamowanie ruchu spowodowane niewłaściwym ogumieniem kary nawet do 5000 euro).
b) Austria:
- obowiązek kamizelek odblaskowych dla kierowcy i wszystkich jadących w aucie pasażerów. Tu nowość - w poprzednich latach kamizelkę musiał mieć wyłącznie kierujący pojazdem. Teraz Austriacy sprytnie ten fakt wykorzystują, proponując na każdej stacji benzynowej owe kamizelki w cenie jedynych 7,80 €...
- obowiązek posiadania zimowych opon i łańcuchów w autach w od 1 listopada do 15 kwietnia;
- maksymalna prędkość na autostradzie: 130 km/h.
c) Włochy:
2. Podliczenie kosztów trasy.
My podeszliśmy do tematu kompleksowo. Oprócz wyliczenia opłat autostradowych (odcinek Poznań-Świecko 70 PLN w dwie strony, w Niemczech jeździmy jeszcze bezpłatnie, w Austrii dziesięciodniowa winieta 8,80 euro + 9 euro za przejazd tunelem przez przełęcz Brenner, we Włoszech autostrada del Brennero 20 euro w obie strony), oszacowaliśmy koszty benzyny i średnie spalanie aut. Dzięki temu mogliśmy założyć całościowy "budżet dojazdowy" na jedno auto w okolicach 300 euro. Nasze szacunki okazały się trafione w punkt. Co do tankowania – jak większość rodaków pełny bak dotankowaliśmy na ostatniej stacji jeszcze w Polsce, licząc na oszczędności w różnicy kursowej. Tankowaliśmy po 4,89 PLN, a w Niemczech za 1,23 euro. Oszczędności są, ale nie ma co stać dużych korkach do dystrybutorów (mijaliśmy takie na kilkanaście aut w drodze powrotnej…).
3. Atmosfera w aucie:)
Bardzo ważna kwestia, szczególnie dla naszych dzielnych kierowców. Jak to na naszych samochodowych wycieczkach bywa byliśmy zaopatrzeni w prowiant suchy (tym razem były to pachnące bożonarodzeniowe pierniczki), termos z herbatą, dobrą muzykę oraz walkie-talkie. Jechaliśmy na dwa auta, więc krótkofalówki sprawdziły się znakomicie. Polecamy – szybka komunikacja i oszczędność na telefonach konsultacyjnych:) A sam sprzęt przydaje się również na stoku! Przerwy robiliśmy mniej więcej co 4 godziny, jechaliśmy bez nerwów, jak mieliśmy ochotę coś przekąsić, siadaliśmy w częściach restauracyjnych Auto-hof'ów.
Summa summarum dojechaliśmy do naszej Casa di Tomaselli w około 12 godzin, pokonując dokładnie 1200 km. Wszystko zgodnie z planem, z małymi (tradycyjnymi już) korkami pod Monachium i przy pięknej, słonecznej pogodzie za dnia z temperaturą około 8-9 stopni na plusie. Wokół wiosennie, zgniło-zielone pagórki, brak jakichkolwiek oznak śniegu, na parkingach opalający twarze turyści zmierzający w Dolomity i Alpy… W Pellizzano nie było inaczej, wokół górskie szczyty nie nosiły znamion śniegu, my jednak z nadziejami czekaliśmy na pierwsze dni zjazdowe!
Z drogą powrotną było gorzej – ewidentnie 2 stycznia wszyscy wracali z narciarskiego sylwestra. Sznur aut ciągnął się już od Austrii, grubo za Monachium. Przez ponad czterysta kilometrów nie przekroczyliśmy 80 km/h, co rusz stając w zatorach. Na domiar złego w Bawarii złapała nas śnieżyca (szkoda, że w Dolomitach tak nie padało!). Ta podróż była męcząca i trwała ponad 3 godziny dłużej niż trasa "do", a w Polsce przywitał nas, o ironio,…śnieg i -14 stopni.
Niebawem relacja z dni zjazdowych!:) Do usłyszenia!
- obowiązkowe łańcuchy w aucie zakładane w razie śniegu i lodu na trasie;
- maksymalna prędkość na autostradzie: 130 km/h.
2. Podliczenie kosztów trasy.
My podeszliśmy do tematu kompleksowo. Oprócz wyliczenia opłat autostradowych (odcinek Poznań-Świecko 70 PLN w dwie strony, w Niemczech jeździmy jeszcze bezpłatnie, w Austrii dziesięciodniowa winieta 8,80 euro + 9 euro za przejazd tunelem przez przełęcz Brenner, we Włoszech autostrada del Brennero 20 euro w obie strony), oszacowaliśmy koszty benzyny i średnie spalanie aut. Dzięki temu mogliśmy założyć całościowy "budżet dojazdowy" na jedno auto w okolicach 300 euro. Nasze szacunki okazały się trafione w punkt. Co do tankowania – jak większość rodaków pełny bak dotankowaliśmy na ostatniej stacji jeszcze w Polsce, licząc na oszczędności w różnicy kursowej. Tankowaliśmy po 4,89 PLN, a w Niemczech za 1,23 euro. Oszczędności są, ale nie ma co stać dużych korkach do dystrybutorów (mijaliśmy takie na kilkanaście aut w drodze powrotnej…).
3. Atmosfera w aucie:)
Bardzo ważna kwestia, szczególnie dla naszych dzielnych kierowców. Jak to na naszych samochodowych wycieczkach bywa byliśmy zaopatrzeni w prowiant suchy (tym razem były to pachnące bożonarodzeniowe pierniczki), termos z herbatą, dobrą muzykę oraz walkie-talkie. Jechaliśmy na dwa auta, więc krótkofalówki sprawdziły się znakomicie. Polecamy – szybka komunikacja i oszczędność na telefonach konsultacyjnych:) A sam sprzęt przydaje się również na stoku! Przerwy robiliśmy mniej więcej co 4 godziny, jechaliśmy bez nerwów, jak mieliśmy ochotę coś przekąsić, siadaliśmy w częściach restauracyjnych Auto-hof'ów.
Summa summarum dojechaliśmy do naszej Casa di Tomaselli w około 12 godzin, pokonując dokładnie 1200 km. Wszystko zgodnie z planem, z małymi (tradycyjnymi już) korkami pod Monachium i przy pięknej, słonecznej pogodzie za dnia z temperaturą około 8-9 stopni na plusie. Wokół wiosennie, zgniło-zielone pagórki, brak jakichkolwiek oznak śniegu, na parkingach opalający twarze turyści zmierzający w Dolomity i Alpy… W Pellizzano nie było inaczej, wokół górskie szczyty nie nosiły znamion śniegu, my jednak z nadziejami czekaliśmy na pierwsze dni zjazdowe!
Z drogą powrotną było gorzej – ewidentnie 2 stycznia wszyscy wracali z narciarskiego sylwestra. Sznur aut ciągnął się już od Austrii, grubo za Monachium. Przez ponad czterysta kilometrów nie przekroczyliśmy 80 km/h, co rusz stając w zatorach. Na domiar złego w Bawarii złapała nas śnieżyca (szkoda, że w Dolomitach tak nie padało!). Ta podróż była męcząca i trwała ponad 3 godziny dłużej niż trasa "do", a w Polsce przywitał nas, o ironio,…śnieg i -14 stopni.
Niebawem relacja z dni zjazdowych!:) Do usłyszenia!
_________________________________________________________________________________
Na zakończenie...
...jeśli spodobał Ci się ten wpis, możesz pomóc SkiHoliday rosnąć poprzez udostępnienie go znajomym na FB, czy G+ :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz